Piotr Polak z serialu „The Office PL”: politycy to zdecydowanie moja największa inspiracja
„Z sezonu na sezon ten serial ma coraz więcej warstw, coraz bardziej dokopujemy się do postaci, do tego, co jest w nich w środku. (…) Śmieję się, że nawet już oryginał 'The Office’ pokonaliśmy. Bo Brytyjczycy zrobili tylko dwa sezony, a my cztery. I może to nie koniec” – powiedział PAP Life Piotr Polak, który w „The Office PL” wciela się w postać głównego bohatera, Michała Holca, szefa firmy Kropliczanka.
Twój bohater z serialu „The Office PL”, Michał Holc, jest uparty, pewny siebie, w kółko popełnia gafy, ma wiele kompleksów. Ale, w gruncie rzeczy, ma dobre intencje. Mam wrażenie, że trochę przypomina przeciętnego Polaka. A tak się składa, że ty nosisz nazwisko Polak. Może dlatego dostałeś tę rolę?
Niewykluczone. Dodam, że moja babcia miała nazwisko Rusek. Nie wiem, co to wszystko może znaczyć, ale na pewno to już jest grubsza sprawa (śmiech). Darek (najstarszy i najbardziej konserwatywny bohater „The Office PL”, grany przez Adama Woronowicza – red.) na pewno znalazłby jakieś wytłumaczenie. Podejrzewam, że nie byłoby korzystne dla mnie. Chyba każdy ma kogoś takiego jak Darek w rodzinie, kto wielu rzeczy nie wie i nie rozumie, bo nie chce ich poznać, ale na każdy temat ma swoje zdanie i z uporem tkwi przy swoich przekonaniach.
Pracownicy biura Kropliczanka to portret współczesnych Polaków?
Taki był zamysł scenarzystów. Całe to biuro jest takim właśnie naszym dzisiejszym społeczeństwem.
W takim razie ty jako szef jesteś przywódcą narodu. Michał przypomina w swoim zachowaniu wielu naszych polityków…
Nieprzypadkowo. Politycy to zdecydowanie moja największa inspiracja dla Michała Holca. On jest przecież dokładnie taką osobą jak wielu polityków. Czasami nie ma żadnych argumentów, ale jedzie na trzysta procent pewniakiem i wszystkim wokół tłumaczy świat. Robienie dobrej miny do złej gry to jego cecha charakterystyczna
I jeszcze ta potrzeba bycia lubianym, akceptowanym. Skąd my to znamy.
Powiedziałbym nawet, że nasz prezydent dość często bywa dla mnie natchnieniem. W pierwszym sezonie wykorzystałem jedną, dość znaną wypowiedź prezydenta, nauczyłem się jej na pamięć i tylko zamieniłem Polskę na Kropliczankę, a zamiast prezydent mówię prezes.
Zdarza się, że w czasie kręcenia improwizujecie? Słyszałam, że na planie zawsze jest z wami jeden ze scenarzystów.
To prawda, mamy czterech scenarzystów, każdy odcinek jest napisany przez jednego z nich i on jest zawsze na planie. To jest bardzo pomocne, bo czasami wpadniemy na jakiś pomysł, inne rozwiązanie. Ale generalnie bardzo trzymamy się tekstu. Jeśli coś dodatkowego wpadnie, to jest miły prezent. Ale to góra 3 proc. tekstu, a 97 proc. jest nieimprowizowane. Podobnie jest w oryginalnej wersji brytyjskiej czy amerykańskiej. Chodzi o to, że każdy taki dodatek może „skręcić” fabułę na bok, a na takie zmiany nie ma czasu. Pracujemy w bardzo dużym tempie. Cała seria powstaje w przeciągu trzydziestu dni, czyli mniej więcej wychodzi 2,8 dnia na odcinek. To jest naprawdę hardcore. Inna rzecz, że dialogi są tak sprawnie napisane, że nie trzeba tego ruszać, zmiany są kosmetyczne. Najfajniejsze jest, że Maciek Bochniak (reżyser „The Office PL” – red.), czasami na koniec sceny zostawia jeszcze włączoną kamerę, bo może coś takiego padnie, co warto nakręcić.
Im dłużej ze sobą pracujecie, tym jest wam łatwiej?
Na pewno tak. Na planie zawsze jest dużo śmiechu, jak przyjeżdżamy na plan, to wszyscy się cieszymy, jakbyśmy byli na wakacjach. Chociaż wakacje na pewno to nie są. Fajne jest też to, że nie spoczęliśmy na laurach, bo już wiemy, jak to robić. Na początku nie było łatwo. „The Office PL” jest mockumentem (fikcja udająca film dokumentalny, często przyjmująca formę satyry – red.). I to jest forma, która była dla wszystkich nowością. Musieliśmy się jej nauczyć. W skrócie, monckument polega na tym, że kamera nam towarzyszy i my nie udajemy, że jej nie widzimy. Kamera jest jakby jedną z postaci, z którą też współgramy. Paweł Chorzępa, który jest naszym operatorem, cały czas szuka nowych rozwiązań. Do dziś toczą z Bochniakiem dyskusje, jak to kręcić. Czasem tak intensywne, że wszyscy umieramy ze śmiechu.
Czwarty sezon śmieszy, ale też wzrusza. Wątek domniemanego ojcostwa twojego bohatera jest wzruszający. Michał Holc tak bardzo chce być tatą, że wmawia sobie, że syn znajomej z dawnych lat jest jego synem.
Tak, to jest piękne. Z sezonu na sezon ten serial ma coraz więcej warstw. Coraz bardziej dokopujemy się do postaci, do tego, co jest w nich w środku. Mam wrażenie, że ten pierwszy sezon był jak najbardziej śmieszny, ale brakuje mu głębi. Teraz „The Office PL” jest słodko-gorzki. Chyba udało nam się dobrze pokazać różne typy osobowości. Śmieję się, że nawet już oryginał „The Office” pokonaliśmy. Bo Brytyjczycy zrobili tylko dwa sezony, a my cztery. I może to nie koniec. Sukcesem jest to, że nie kopiowaliśmy, tylko zrobiliśmy swój własny, lokalny serial, który opowiada o naszych tematach i jest aktualny.
Dostałeś tę rolę z castingu?
Tak, jeszcze w trakcie lockdownu, kiedy siedzieliśmy zamknięci w domach, dostałem mailem propozycję nagrania self-tape’u. Pamiętam, że zadzwoniłem do siostry: „Słuchaj, w Polsce chcą robić 'The Office’. Przecież to jest masakra. I chcą mnie do tego”. A Jaśmina (Jaśmina Polak, aktorka – red.) powiedziała: „No co ty? Idealnie się nadajesz, rób to”. Potem self-tape’ów było jeszcze kilka, ale finalnie rolę dostałem. Może dlatego, że nazywam się Polak (śmiech).
Zanim zacząłeś grać w „The Office PL”, znałeś brytyjski oryginał?
Powiem więcej – byłem jego wielkim fanem. Kiedy studiowałem w szkole aktorskiej w Krakowie, w wakacje jeździłem do Londynu, żeby sobie dorobić i woziłem kanapki po takich biurach jak w „The Office”. Pamiętam, że wtedy „The Office” leciał w telewizji w poniedziałek wieczorem. Kiedy pierwszy raz go zobaczyłem, byłem w szoku, co to w ogóle jest. Nie wiedziałem, czy to jest na serio, czy to jest serial, czy dokument. Brytyjczycy naprawdę to świetnie zrobili. Już przy drugim odcinku totalnie wpadłem. Kiedy potem Amerykanie zaczęli robić swoją wersję, na początku miałem wątpliwości, czy to się uda, ale okazało się, że wyszło im fenomenalnie. Prywatnie wolę jednak brytyjską wersję, bo jest naprawdę na wysokim poziomie. Poza tym, według mnie, Brytyjczycy mają najlepsze poczucie humoru na świecie. Znałem te odcinki niemal na pamięć, często robiłem coś w domu, telewizor był włączony i one leciały w tle. Kiedy dostałem rolę Michała, wiedziałem, że muszę kompletnie odciąć się od tego, co widziałem. Tym bardziej, że naszych postaci nie ma ani w brytyjskiej ani w amerykańskiej wersji.
Lubisz swojego bohatera?
Ja go uwielbiam. Z drugiej strony, gdybym spotkał go w realnym życiu, to być może zapisałbym go w telefonie pod hasłem: „nie odbieraj”. Bo potrafi być irytujący i za dużo gada. A ja prywatnie jestem odludkiem, trochę żyję w swoim świecie. Więc raczej bym go unikał. Ale na pewno miałbym niezły ubaw przy nim.
Jak się zmieniło twoje życie, odkąd zacząłeś grać w „The Office”?
W zasadzie się nie zmieniło, ale ja też nie chciałem, żeby się zmieniło. Lubię być trochę z boku. Może jestem częściej rozpoznawany. Kiedyś podeszła do mnie pani na ulicy, żeby pogratulować mi roli i powiedziała, że ma takiego szefa. Współczuję jej bardzo, ale widać, że rzeczywiście są tacy ludzie.
Myślę, że są nawet znacznie gorsi szefowie.
Oj, na pewno. Dużo bardziej złośliwi. Wychodzi na to, że w sumie ten Michał nie jest taki zły. Chce dobrze, ale wychodzi to różnie. Mimo, że jest irytujący, to wielu widzów go lubi.
Prywatnie byłeś kiedyś szefem?
Nigdy w życiu. I nigdy nie będę, bo nie mam kompletnie do tego smykałki. Nie umiem i nie chcę nikim rządzić.
A pracowałeś kiedyś w biurze?
Na szczęście nigdy. Chyba znalazłem sobie to aktorstwo, bo chciałem, żeby w moim życiu nie było nudy. Często mówię, że wybrałem zawód z lenistwa. Wyobrażałem sobie, że to fajne zajęcie i że nie trzeba będzie siedzieć w biurze od 8 do 17. Faktycznie, siedzieć nie trzeba, ale czasem pracuje się od rana do nocy, na przykład, jak kręcimy „The Office PL”. Albo jak robię jakiś spektakl i jestem w teatrze prawie non stop przez kilka tygodni. Ale za to potem mam trzy miesiące przerwy i wtedy nic nie robię, więc jest taka nieregularność. Ja akurat taki chaos bardzo lubię. Podoba mi się, że nie wiem, co będę robił za miesiąc.
Jesteś w zespole stołecznego Nowego Teatru, który ma opinię jednej z najciekawszych scen teatralnych w Polsce i ma gwiazdorski zespół. W jakich spektaklach można Cię zobaczyć na scenie?
Teraz gramy „Fobię” Markusa Öhrna. Bardzo freaky reżyser, ale wspaniale pozytywny. Aczkolwiek jest to mocne i trochę pokręcone, bo zawsze gramy w maskach, więc nie widać nam twarzy. Polecam.
Spektakle wystawiane w Nowym Teatrze poruszają ważne, trudne tematy. Gra w serialu zapewnia ci pewien balans?
Na pewno trochę tak. Już pomijając, że teatr i film to jest kompletnie inna praca. Takich rzeczy jak w serialu nigdy nie zagram w teatrze. Ale „The Office PL” też porusza ważne tematy. Praktycznie w każdym odcinku coś takiego się pojawia, jakieś tabu. Wiadomo, że forma jest trochę lżejsza niż w teatrze. Ale dobrze się bawię w jednym i w drugim, więc nie zastanawiałem się, co jest lepsze.
Był taki moment, że aktorstwo cię rozczarowało?
Wiele razy. W trakcie czterech lat studiów rezygnowałem z pięć razy.
Na poważnie?
Tak, że pakowałem rzeczy z szafki. Ale to wynikało też z jakiejś mojej niedojrzałości i właśnie tego chaosu. Miałem poczucie, że za dużo tam ode mnie wymagają. Albo chcą, żebym się zmienił, a ja nie będę się zmieniał, bo jestem taki, jaki jestem. Okazało się jednak, że to byli mądrzy ludzie, którzy dokładnie wiedzieli, że muszą mnie jakoś uformować, żebym w ogóle umiał grać.
Twoja siostra Jaśmina też jest aktorką, brat oświetleniowcem. To ciekawe, że wszyscy wybraliście artystyczną drogę, a wasi rodzice nie mieli z tym światem nic wspólnego.
Tata był kierowcą rajdowym (Wiktor Polak – red.), miał jeszcze kaflarnię po pradziadku. Mama, kiedy mnie urodziła, została w domu i opiekowała się nami. Zawsze mieliśmy fajne relacje w rodzinie. Mama była bardzo tolerancyjna. Miałem różne dziwne pomysły, a ona zawsze to akceptowała. Więc nie musiałem się buntować, bo nie miałem przeciwko czemu.
Wychowałeś się w Nowym Targu. Jeździsz tam czasem?
Jeżdżę, ale nie tak często, bo trochę się pozmieniało. Moja mama mieszka teraz w Anglii. Nowy Targ zawsze będzie mi bliski. To jest bardzo piękny świat. Wolniejsze tempo i, w sumie, bardziej zdrowe życie. Poza tym jestem strasznym górofilem – kocham góry, śnieg. Więc co roku czekam na zimę. W lecie cierpię, a jak zaczyna padać śnieg, to jestem najszczęśliwszy na świecie.
Rozmawiała Iza Komenołowicz
Źródło: PAP.Life, Foto: materiały prasowe