Książka jest zdecydowanie seksi i ma swój urok
Nazywana jest bibliotekarką od zadań specjalnych, bo chyba nikt z nas nie wpadłby na pomysł, aby z biblioteki zrobić… escape room. Ewa Boruch została uhonorowana tytułem radomskiej Bibliotekarki Roku.
Ewa Boruch jest kierowniczą filii nr 16 na osiedlu Południe. Choć w radomskiej bibliotece pracuje dziesięć lat, jej związki z radomską książnicą są znacznie dłuższe. Już jako dziecko pomagała w drobnych pracach bibliotecznych w… filii, którą teraz kieruje. Z zamiłowania do książki wybrała jako kierunek studiów informację naukową i bibliotekoznawstwo.
Jak twierdzi szefostwo Miejskiej Biblioteki Publicznej, Ewa Boruch dała się poznać przez te lata pracy jako kreatywny i zaangażowany bibliotekarz. Organizuje wiele ciekawych i niesztampowych form pracy z młodym czytelnikiem, jest także koordynatorem Klubu Gier Planszowych. Jednym z najciekawszych przedsięwzięć było współorganizowanie akcji „Ucieczka z biblioteki” polegającej na przekształcenie filii w… escape room.
Z Ewą Boruch rozmawiamy zatem o książkach i e-bookach, o tym, czy bibliotekarka kupuje książki, czy je tylko wypożycza i skąd bierze pomysły na propagowanie czytelnictwa.
Ile ma Pani książek w domu? Czy bibliotekarz kupuje książki, czy raczej wypożycza?
Mogę wypowiedzieć się tylko w swoim imieniu. Swoich książek mam tylko mały regał. Uważam, że nie powinno się mieć dużo wypożyczonych książek, ponieważ nie są one wtedy dostępne dla innych czytelników. Każdy bibliotekarz jest przecież także czytelnikiem. Myślę, że kupuję ich mało, choć rodzina ma na ten temat inne zdanie. Te, do których wiem, że nie będę wracać, znajdują zaciszny kąt albo w bibliotece, albo u znajomych.
Mało, to znaczy…
Od kilku do kilkudziesięciu sztuk rocznie. W tej kwestii staram nałożyć sobie limit budżetowy i się go trzymać.
Spotkała się Pani z zazdrością? Biblioteka to chyba ciekawe miejsce pracy, dla osób żądnych wiedzy.
Każdy pewnie spotkał się z zazdrością. Zależy czy było to w pozytywnym, czy negatywnym kontekście. Osobiście z negatywną wersją się nie spotkałam. Jeśli ma Pan na myśli żądzę wiedzy w kwestii zawodowej to tak. W pewnym sensie jesteśmy „księgarzami”, ponieważ musimy być na bieżąco z rynkiem wydawniczym (w tej kwestii pomagają nam również czytelnicy). Poza tym poszerzanie kompetencji czysto zawodowych jest jednym z nierozłącznych aspektów pracy bibliotekarza.
A zaczytała się kiedyś Pani w pracy, tracąc poczucie rzeczywistości?
W pracy mamy na tyle zadań, że nie ma na to czasu (śmiech).
A co Pani czyta aktualnie?
Skończyłam właśnie „Klub detektywów” w wersji komiksowej. Dosyć ciekawa pozycja z angielskim humorem dla fanów kryminałów.
Podobno Polacy nie czytają, książki słabo się sprzedają, a liczba wypożyczeń nie rośnie… Rzeczywiście jest tak pesymistycznie?
Każdy w życiu na pewno coś przeczytał. Niestety zły dobór lektury w młodych latach potrafi odciągnąć od czytania. Jednak nie wydaje mi się, że jest tak źle. Mamy grupy osób, które kochają książki i nie wyobrażają sobie dnia bez nich. Niestety część została zrażona przymusowym czytaniem, co skutecznie odciągnęło ich lektury. Ilu z nas ma książki, a w szczególności lektury szkole, których nie przeczytał, prawda?
Pandemia nie poprawiła statystyk? Siedząc w domu, mając ograniczone wyjście… z czasem i telefon czy komputer przecież muszą się znudzić.
Wydaje mi się, że pandemia raczej ustabilizowała czytelnictwo. Społeczeństwo jest już zmęczone stycznością z elektroniką w aktualnym trybie życia, a taka książka papierowa pozwala nie tylko na oderwanie się od ekranu, ale również na oderwanie się od rzeczywistości. Nie zawsze jest to możliwe, ale jak tylko otwarte są biblioteki, ludzie sami bez zachęty przychodzą po coś do czytania.
Czy dzisiaj w dobie e-booków, książka papierowa jest jeszcze seksi? Czy wersje elektroniczne zastąpią nam całkowicie papier?
Książka jest zdecydowanie seksi i ma swój urok. Działa chyba na wszystkie zmysły, no może oprócz smaku. E-booki nie mają takich właściwości. Wśród naszych czytelników zdarzają się osoby, które nie wyobrażają sobie czytania książek w wersji elektronicznej. Sama zresztą wolę sięgać po tradycyjne książki, a po wersje elektroniczne sięgam w ostateczności. Książka ma w sobie to coś, ale co to jest – trzeba się o tym samemu przekonać (śmiech).
A pamięta Pani pierwszą książkę? Podobno tej pierwszej się nie zapomina.
Z tego, co pamiętam, moją przygodę z samodzielnym czytaniem zaczęłam z elementarzem Ewy i Feliksa Przyłubskich „Litery: nauka czytania”. Jak to dziecko w trakcie nauki zdarzało mi się „usnąć”, więc do czytania mi się wbrew pozorom nie śpieszyło. Na pewno plusem, który przekonał mnie do książek, było to, że mogłam czytać to, co chciałam. Ograniczał mnie tylko mój wiek i poziom lektury, dla którego książka jest dostosowana. Na pewno osobie młodej nie da się wielu książek dla dorosłych, ale dorosłych można dać książki przeznaczone dla osób młodszych.
To którą książkę dla młodszych poleciłaby Pani starszym wiekiem czytelnikom?
Każdy, kto lubi czytać, czasem wraca do książek swojego dzieciństwa. Dziś mogłabym polecić cykl „Jedyne takie miejsce” Klaudii Bianek. Co prawda są to książki przeznaczone dla młodzieży, ale czytają je osoby 40+. Jest to ocena subiektywna.
Mówi się, że jest Pani Bibliotekarzem od zadań specjalnych…
Tak się mówi? (śmiech) Nie wiem czy można na to tak patrzeć, ale lubię testować w bibliotece różne pomysły, z którymi spotykam się na co dzień. Jednak jest warunek: muszą mnie osobiście one zainteresować. W innym przypadku ciężko by było mi to przełożyć z jednej płaszczyzny na drugą. Tak to było m.in. z escape room’em. Byłam w takim pokoju i chciałam zobaczyć, czy taka zabawa może odbyć się u nas. Oczywiście są rzeczy, których w bibliotece się nie zrobi, by nie zagrozić zdrowiu użytkowników biblioteki, jak i książek. Pytanie brzmi: co jest zadaniem specjalnym w kontekście biblioteki?
No właśnie co?
Niestety, ale układ oraz wielkość pomieszczeń bibliotecznych naszej filii w ograniczonym stopniu pozwala na organizowanie spotkań lub imprez.
A na czym polegała „Ucieczka z biblioteki”? Pachnie to sensacją, może trochę też science fiction.
„Ucieczka z biblioteki” polegała na… ucieczce z biblioteki. Zamknęliśmy grupę blisko 20 osób w jednej sali w placówce, a zadaniem uczestników było znalezienie wskazówek jak się stąd wydostać. Organizacja w tej kwestii już była wyzwaniem, gdyż takie zabawy są przeznaczone dla maksymalnie 5 osób.
Niesamowite było, jak uczniowie z werwą szukali wskazówek do otwierania kolejnych miejsc. Jako że „najciemniej jest pod latarnią” to czasem najbardziej widoczne wskazówki były najmniej dostrzegalne, ale grupy, które brały udział w tej zabawie, świetnie sobie poradziły.
Czy czytający rodzice to w następstwie dzieci, które chętniej sięgają po książki?
Ma to na pewno jakiś wpływ. W końcu dzieci biorą z nas przykład. Wszystko jednak zależy od tego, z jaką lekturą dziecko spotka się na początku swojej podróży z czytaniem. Przymus i brak widoku czytającego rodzica, lub co gorsza, rodzic wpatrzony w komórkę zwiększa prawdopodobieństwo tego, że młody człowiek nie będzie chciał czytać. To działa też w drugą stronę – jeśli dziecko widzi rodzica z książką, samo będzie zaciekawione tym przedmiotem.