„Kiedy pierwszy raz zobaczyłam go na ekranie, miałam wrażenie, że zobaczyłam młodego boga”. Jana Nowickiego wspominają m.in. Szyc, Pazura i Telga
Jan Nowicki był jednym z najpopularniejszych polskich aktorów, tytułowy Wielki Szu w filmie Sylwestra Chęcińskiego, Ketling w „Panu Wołodyjowskim”, odtwórca głównej roli w „Magnacie” Filipa Bajona. Artysta miał 83 lata.
Ewa Telega, poznała Jana Nowickiego, kiedy sama była już aktorką. „Był bardzo bliskim przyjacielem mojego męża, poznaliśmy się w Krakowie” – wspomina. „Pamiętam, jak pewnego razu Janek powiedział, że jest Marta Meszaros i zrobi dla nas kolację. Tak wtedy poznałam Martę, z którą moja przyjaźń trwała trzydzieści lat” – opowiada Ewa Telega.
Artystka wskazała, że ludzie znają Nowickiego jako aktora, ale – jak podkreśliła – „był to wyjątkowo błyskotliwy, inteligentny i przenikliwy człowiek”. „To była inteligencja na rzadko spotykanym poziomie” – dodała. „Oczywiście była też złośliwość” – zaznaczyła. „Janek był człowiekiem wyjątkowo złośliwym, ale był w tym strasznie dowcipny i wszyscy sobie różne rzeczy o nim opowiadali” – powiedziała. „Był to człowiek niezwykły” – oceniła.
Aktorka zaznaczyła również, że Jan Nowicki wspaniale pisał. „Pisał przenikliwe opowiadania i wiersze. Był arcyciekawym człowiekiem” – powiedziała.
„Dla mnie był on biesiadnikiem. Najbardziej pamiętam go ze spotkań w naszym domu, kiedy siedzieliśmy, jedliśmy, piliśmy” – opowiadała aktorka. „Kiedy byłam w ciąży, to Jan powiedział, że jeżeli będzie dziewczynka, to on chce być ojcem chrzestnym. I został chrzestnym Zosi” – powiedziała artystka.
„Był przy tym wspaniałym chrzestnym. Na czternaste urodziny, zapytał Zosię, co by chciała dostać. Zosia powiedziała, że czerwone szpilki. I poszli razem do Arkadii, aby te szpilki kupić. Kiedy jechali schodami ruchomymi, wszyscy robili mu zdjęcia, on rozdawał autografy, a Zosia czuła się, że idzie na zakupy z bogiem” – opowiedziała Ewa Telega.
Szyc do Nowickiego: żegnaj kochany Panie Janie. Każdy chciał żyć, jak Ty
O bezkompromisowości Nowickiego wspomina też Borys Szyc. Ich drogi przecięły się m.in. przy „Sztosie 2”. „Żegnaj kochany Panie Janie, choć kazałeś mówić do siebie, Janku. Podziwialiśmy Cię zawsze za aktorstwo, to oczywiste. Ale przede wszystkim za odwagę, bezkompromisowość, dążenie do wolności i bezczelność. Każdy chciał żyć, jak Ty. A to przecież nie jest łatwe życie. Więc nie każdy się odważa. Kochałeś życie i taki zostaniesz w mojej pamięci. Wiecznie uśmiechnięty i żywy. Pełen poezji. Nie dla wszystkich” – w taki sposób zapamiętał go buntownik z młodszego aktorskiego pokolenia.
Ile masz lat, Cezary? – 35 Mistrzu. – Tyle życia przed Tobą
Cezary Pazura pożegnał się z Janem Nowickim odwołując się do cytatu ze „Sztosu”, ich wspólnego filmu z 1997. „’Ile masz lat, Cezary? – 35 Mistrzu. – Tyle życia przed Tobą. Biedaku…’. Kochany Panie Janie, zostaniesz w moim sercu na zawsze. Ty i to, co od Ciebie usłyszałem. Nikt mi tego nie odbierze. Żegnaj Mistrzu” – napisał Pazura na Instagramie.
Na to, jak doskonałym rozmówcą był Nowicki, zwrócił uwagę też Olaf Lubaszenko. „Drogi Pani Janie, kochany Janku… Dziękuję za każde z naszych spotkań, za wszystkie rozmowy. Zawsze będziesz” – stwierdził Lubaszenko, który tak jak i Pazura pracował z Nowickim przy „Sztosie”.
Na dłuższe wspomnienie zdecydowała się Sonia Bohosiewicz. Opisała czas, gdy z Nowickim kręciła „Jeszcze nie wieczór” i biesiadowali po nocach w Domu Aktora w Skolimowie. „Codziennie po zdjęciach, a to pasztecik z zająca z żurawiną do tego kilka kropli wiśniówki, a to kiełbaska wiejska pod smorodinkę, a to tatarek plus dwie wódki, bo na drugą też trzeba. I rozmowy. Długie i o wszystkim. Pełne wspomnień, anegdot, śmiechu, ale i mądrości. Takich wypowiadanych z lekkością między jednym kieliszkiem a drugim. „’- Sonieczko, po co robić te filmy? Po co to wstawać tak rano, po co tak męczyć serce? – No… żeby ludziom coś dać, coś powiedzieć, nie tak, Panie Janie? – Jeszcze tego ciemnego chlebka dokroję, co? – To ja już. – Sonieczko, tam gó*** dla widzów te filmy robimy. Dla siebie robimy’. Zaczynasz taki film i nie wiesz, co z tego wyjdzie. A i też, jak masz wiedzieć. Ale, jeśli po jakimś filmie zostanie ci jeden prawdziwy przyjaciel, to warto było to kręcić” – oddała znamienną dla aktora bezpośredniość wypowiedzi Bohosiewicz.
Ach Tato… Dziękuję za te wszystkie lata pięknej relacji
Z osób, które poznały Nowickiego na niwie rodzinnej, głos zabrała Halina Mlynkova, która w latach 2003 – 2012 r. była żoną jego syna, Łukasza. „Ach Tato… Dziękuję za te wszystkie lata pięknej relacji. Dziękuję za Twoje książki, role filmowe, teatr, muzykę i słowo… Przede wszystkim dziękuję za bycie wyjątkowym, zupełnie niestandardowym Dziadkiem. Dzięki Twojemu bezkompromisowemu podejściu do życia, żyłeś na własnych zasadach i to też wpajałeś wnukowi. Z całego serca ściskam teraz żonę Anię, która była z Jankiem do ostatnich chwil. Serdeczne kondolencje dla najbliższej rodziny” – czytamy w postach opublikowanych na jej profilach społecznościowych.
Prowokował intelektualne, chciał dotknąć najbardziej wrażliwych strun
Jan Nowicki należał do pokolenia, dla którego aktorstwo oznaczało szczególną misję. Praca aktorska miała dla niego ogromnie znaczenie. Miał jednocześnie wielki dystans do siebie, dużą dozę autoironii, kpiny a nawet dezynwoltury – opowiada filmoznawczyni Filmoteki Narodowej dr hab. Barbara Giza.
„Jan Nowicki należał do pokolenia, dla którego aktorstwo oznaczało pewien rodzaj głęboko pojętej filozofii życiowej i poczucia szczególnej misji. Miał jednocześnie wielki dystans do siebie, dużą dozę autoironii, kpiny a nawet dezynwoltury, z którą mówił o sobie. Jeśli jednak wczytamy się w wywiady i jego wypowiedzi, to widać, że praca aktorska miała dla niego ogromnie znaczenie. 'Wolę grać rzeczy bulwersujące, żeby ludzie protestowali i rzucali we mnie pomidorami. Co to za aktor, co się zgadza z samym sobą? Lubię jak mnie nie lubią. Wtedy chce mi się pokazać, że nie mają racji. Kiedy mnie kochają chce mi się spać’ – mówił o sobie w jednym z wywiadów” – wspomina Barbara Giza.
„Prowokował intelektualne, chciał dotknąć najbardziej wrażliwych strun. Był aktorem totalnym. Grał role, w których dotykał istoty zawodu. Postacie grane przez niego miały niezwykłą głębię i wyrazistość. To była intelektualna gra na bardzo wysokim C” – dodała Giza.
O śmierci Jana Nowickiego, jednego z najpopularniejszych polskich aktorów, tytułowy Wielkiego Szu w filmie Sylwestra Chęcińskiego, Ketlinga w „Panu Wołodyjowskim”, odtwórcy głównej roli w „Magnacie” Filipa Bajona, poinformował na Twitterze Polski Instytut Sztuki Filmowej (PISF). Artysta miał 83 lata.
Znany aktor teatralny, filmowy i telewizyjny oraz reżyser, pisarz zagrał niemal 200 ról. W latach 1964-2005 był związany ze Starym Teatrem im. H. Modrzejewskiej w Krakowie.
Źródła: własne, PAP