Bo ja chcę tak jak Ty, ale co na to mój mąż? Tak do mnie często kobiety mówią i piszą
Tytułem zacznę i tytułem skończę, mam nadzieję, że mi się uda. Kiedy zaczęłam przygodę z moim biznesem, byłam w trudnej sytuacji życiowej, zastanawiałam się, czy jeszcze coś udźwignę, ale jakość i etyka, jaką zastałam w firmie, z którą dzisiaj pracuje, absolutnie mnie zaskoczyły. Jestem fanką dobrej jakości wszystkiego, a odzieży i kosmetyków zwłaszcza…
Oj widzę, że ten temat będzie dłuższy, niż mi się wydaje, bo schodzę z toru, ale tutaj ogniwo zaczepia o ogniwo, a tylko wtedy powstaje łańcuch. Wracam w takim razie do mojej historii…
Zastanawiając się, co jeszcze udźwignę, intuicyjnie jak nigdy czułam, że to jest moja droga. Nie będę tu opowiadała o moich perypetiach partnerskich, bo to nie o to chodzi, ale w międzyczasie takie były. Oczywiście ja byłam już po swoich przejściach bardzo mocno wyrzeźbiona, sformatowana i wiedziałam, że jestem najważniejsza! Ja i moje decyzje. Moje decyzje i Ja! Kobieta! Najważniejsza! Najsilniejsza!
Mój model biznesowy, nie do końca podobał się mojemu partnerowi. A przecież byłam już długi czas po rozwodzie, leczyłam rany i obiecałam sobie, że nikt nigdy już nie będzie mi rozkazywał, rządził mną i mylił tego z rozmową partnerską. Ale o tym napiszę kiedyś…
Nie interesowało mnie zatem, co mój partner ma do powiedzenia i robiłam swoje, bo wiedziałam, że jestem w wartościowym miejscu. Czasami wydaje Ci się, że coś znasz, że ten model biznesowy, oznacza wszystkie inne podobne modele i te, które nie dały rady i zrobiły sobie „czarny pijar”. Ten był inny. Przede wszystkim dawał jakość, która przeradzała się w realne efekty na zmęczonych twarzach wielu kobiet. Wiedziałam, że to zadziała, ale tutaj zdecydowanie moja niezłomność, siła i cierpliwość spowodowały, że się udało.
Jak on mógł pomyśleć, że mogłabym się utożsamiać z czymś słabym… Fuj. Byłam naprawdę uparta, bo sprawdziłam ten biznes.
Czy kilka lat temu w małżeństwie byłabym tak uparta i cierpliwa? Pewnie nie. Dziwne, bo paradoksalnie nie należę do osób cierpliwych. Żyje w biegu i ciągle chce szybko, ale tak się nie da. Ten biznes i byłe małżeństwo nauczyły mnie pokory! Masz babo placek i go żryj! No to go zeżarłam! Plus minus 12 kg więcej mnie to kosztowało, ale za rogiem czekała wolność… upragniona wolność, a w kwestii pracy wolność finansowa. W kwestii rozwodu każda… w kwestii nowego związku już miałam mocno tę wolność zdefiniowaną.
Droga czytelniczko, czytelniku… Wolność w moich tekstach przewijać się będzie! Zauważycie to! Ale właśnie wolność jest kluczem i nigdy z niej nie zrezygnuje, dlatego więcej o wolności kiedy indziej.
A teraz proszę Cię o jedno, zastanów się, ile jeszcze będziesz trwała w uwikłaniu pokoleniowym pod tytułem „bo mąż mi nie pozwoli” albo „a co na to mąż”, a może „hmm, mój mąż nie byłby zadowolony”, „nie pojadę na konferencje, bo mąż się nie zgodził i nie mamy na to, on pracuje, ja wychowuje dzieci” i jeszcze setki przykładów, których nie podam, bo zwymiotuje…
Ty nie jesteś niewolnicą i nie zbierasz bawełny dla Pana! Te czasy się skończyły, jesteś wolnym człowiekiem, a partnerstwo, ani małżeństwo nie powinno cię ograniczać, tylko wspierać. W małżeństwie powinny być konsultacje, bierzecie pod uwagę to, czego chcecie. Nikt nie ma prawa oceniać, negować, ani umniejszać waszym pomysłom.
Ty masz prawo odmówić usługiwania wszystkim! Ty masz prawo powiedzieć, że jutro nie ugotujesz obiadu, bo chcesz pojechać na spotkanie, przeczytać książkę lub zwyczajnie odpocząć i muszą sobie jakoś z tym poradzić. Bo masz taką potrzebę.
Jeżeli nadal będziecie tkwiły w pokoleniowych stereotypach, to nigdy to się nie zmieni. Kiedyś było inaczej, bo były inne czasy i inne potrzeby. Nie musisz mieć takich potrzeb jak nasze babki i prababki czy matki. Jeżeli nie zmienicie tego, będzie rosło pokolenie mamusinych tchórzy, będziecie im podawać zupy i popadać we frustracje. Codzienność frustruje, a Ty znikasz między budzeniem i szykowaniem dzieci a robieniem im kolacji.
Nie chce, żeby to wybrzmiało jak jakiś straszny egocentryzm, bo ja też szykuje dzieci do szkoły i robię obiady i kolacje, ale w tym wszystkim pamiętam o tym, że mam prawo powiedzieć, kiedy czuje przesyt, dziś nic nie robię. Kobieta nie może być na samym dole wielkiej budowli. Wyobraź sobie, że trzymasz na swoich barkach kilkunastopiętrowy wieżowiec, a z góry na dodatek wydają ci polecenia, obowiązki, itd.
Tak wielka odpowiedzialność spoczywa na Tobie… (sorry, muszę to napisać), że w końcu jebniesz… Jak ta budowla, o którą nikt nie dba.
I mężczyzna ma dużo do przerobienia, żeby nie słyszeć ciągle od kobiety tych samych frustracji, i kobieta ma dużo do przerobienia, żeby mąż nauczył się, że role są wspólne, a nie konkretnie przypisane do płci i odpowiedzialność spoczywa za wszystko także na jego głowie. I nikt tu nie jest na szczycie, a każdy współdziała i dopóki Ty kobieto będziesz się godzić na to, że on się nie godzi, to tak źle i coraz gorzej będziesz traktowana i sfrustrowana, zapomnisz jaką misję masz na ziemi i nie dowiesz się, co to rozwój i co to wolność.
Zatem, jeśli do mnie przychodzisz, to musisz być pewna, że tego chcesz, bo pragniesz zmian i będziesz walczyć o siebie. Nie pomogę Ci, jeśli jak mantra z potylicy, będzie wyrywać się, że mąż ci nie pozwala. Jesteś jednostką, wolnym człowiekiem, przychodzisz na świat jako jednostka i jako jednostka odchodzisz, wszystko inne po drodze jest uzupełnieniem i droga egocentryzmu rozumiana w sposób właściwy jest najlepszą drogą dla Ciebie.
Zatem wyrzuć międzypokoleniowe schematy. Ogarnij się, bo życie Ci ucieka. I wyrzuć z tego, co do mnie piszesz „on mi nie pozwala…”, „… co on na to powie”, a zostaw tylko „chciałabym tak jak Ty, pomóż mi to zrobić”, „Poprowadź mnie.”
Ja chętnie to zrobię. Powodzenia.